Strach, czyli czemu idziemy do urn

żurnalista

Samozwańczy varsavianista i krytyk społeczny. Próbował swoich sił w świecie filmu, reklamy, handlu, a nawet społecznictwa. Wieczorami, zwłaszcza w weekendy, walczy w Internecie na argumenty z licznymi antagonistami. Uważa, że czyni go to zamaskowanym superbohaterem. Twórca larpów i gier miejskich, kocha podróżować sposobami niestandardowymi. Jako literacki hipster czyta rzeczy, które już dawno nie są modne i prawdopodobnie już nigdy modne nie będą. Najłatwiej jest go spotkać nieogolonego z kubkiem po brzegi wypełnionym kawą i papierosem niedbale zatkniętym w zębach.

 2 min. czytania
 0
 19
 19 października 2015
Fot. FreeImages.com/Amir Darfsheh
Jednym zdaniem: Przedwyborczy populizm i manipulacje wymuszające na Polakach skorzystanie z prawa wyborczego w ten jedyny, „właściwy sposób”.

PiS straszy uchodźcami, PO straszy Kaczyńskim i państwem wyznaniowym, Kukiz odstrasza koalicjantów, a lewica straszy, że pod rządami prawicy za usunięcie ciąży z gwałtu grozić będzie odsiadka. Nadciągnęła najbardziej populistyczna kampania wyborcza w historii naszego kraju.

Skojarzenie z agresywnymi hasłami obecnymi w polityce Niemiec XX-lecia międzywojennego jest jak najbardziej na miejscu. Hasła na pograniczu gróźb, osobiste wycieczki, manipulacja narodowymi kompleksami i niepokojami towarzyszą nam od początku tegorocznej kampanii prezydenckiej. Czy panika będzie głównym powodem, dla którego Polacy pomaszerują do urn w najbliższą niedzielę?

Należy zwrócić uwagę na to, jak bardzo wygodny dla polskiej prawicy jest wybuch afery wokół uchodźców na chwilę przed wyborami parlamentarnymi. Strach jest emocją silniejszą niż współczucie, łatwiej jest budować skuteczną kampanię opartą na ksenofobii niż empatii. Ignorowanie obywatelskiego obowiązku wyborczego jest proste, gdy konsekwencje wyników pozornie nie mają wpływu na nasze codzienne życie. Garść wyolbrzymionych problemów, mogących nadciągnąć po zwycięstwie jednego ze stronnictw, może skutecznie posłać całe tłumy przerażonych Polaków wprost do skrzynek wyborczych.

Lewica też ma pożywkę związaną ze zwycięstwem Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich. Wskazywanie w zaistniałej sytuacji na konsekwencje zwycięstwa PiS-u i wyciąganie stawianych przez tę partię propozycji zmian w polskiej konstytucji też doskonale wpasowują się w panującą już opresyjną atmosferę.

Mimo to nikt nie pyta, czy wybory przeprowadzone w oparciu o zastraszanie są cokolwiek warte. Czy istnieje różnica między populistycznym hasłem a lufą rewolweru przystawioną do głów Twoich dzieci? Efekt jest dokładnie ten sam – głosuje się na te partie, których program niekoniecznie się zna, a które wydawałyby nam się zupełnie nieatrakcyjne, gdyby nie masowa panika roztaczana w trakcie obrad sejmu bądź na plakatach wyborczych.

Całe rzesze Polaków uznały, że kampania wyborcza przed wyborami do Parlamentu Europejskiego obraża ich inteligencję. Frekwencja była wówczas wyjątkowo niska, mało które ugrupowanie polityczne potrafiło zachęcić do oddania głosu swoimi żałosnymi działaniami. W praktyce krzyżyki stawiali najzagorzalsi zwolennicy danej opcji politycznej, co pozwoliło wślizgnąć się do PE tak kuriozalnej postaci jak Janusz Korwin-Mikke.

Uważam, że próba zastraszenia obraża naszą inteligencję dalece bardziej niż głupie filmy reklamowe. Nie zamierzam stać się uzbrojonym w długopis fanatykiem pod wpływem tak zwierzęcej emocji jak strach. Wykonywanie obywatelskiej powinności wymaga myślenia i nie powinno się odbywać pod wpływem czegoś tak prymitywnego jak instynktowne lęki.

Udostępnij na  (19)Skomentuj