Doskonała lekcja historii Ameryki. „Forrest Gump” pod lupą

żurnalista

Prawdziwy człowiek orkiestra, pełen zwariowanych pomysłów i projektów. Być może dzięki temu nie ma dnia, w którym narzekałby na nudę. Prywatnie idealista, kierujący się dewizą „wciąż wierzę w miłość, w pokój, w pozytywne myślenie”. Choć z roku na rok coraz starszy, to zawsze mówi o sobie, że jest forever young.

 4 min. czytania
 1
 24
 1
 23 września 2015
fot. YouTube

„Forrest Gump” należy do absolutnej klasyki kina. Wystarczy wspomnieć o sześciu Oscarach i trzynastu nominacjach czy liczbie widzów w kinie. Podobno liczby nie kłamią. „Forrest Gump” jest określany przez specjalistów jako dramat, komedia, komediodramat. Fakt, trudno z taką klasyfikacją polemizować. Ale zapomina się, że dzieło Roberta Zemeckisa to również znakomite kino historyczne. Pojawiła się teza, pora więc na dowody.

Elvis Presley to niekwestionowana ikona drugiej połowy lat 50. Jego popularność była tak wielka, że już na początku kariery określono go „królem rock&rolla”. Ameryka oszalała na punkcie przystojnego bruneta. Niektórzy twierdzą, że nie było w tamtym okresie Amerykanina, który nie znałby choć jednej piosenki Elvisa. Z perspektywy lat może się wydawać, że to kariera, jakich obecnie wiele. Ale wówczas wizerunek i muzyka Presleya były absolutnym novum i preludium wielkiej rewolucji. Nic dziwnego, że te wydarzenia pojawiły się też w filmie. Kiedy? Mały Forrest tańczy w szynach ortopedycznych, a pewien facet mu gra. Niedługo później chłopak zobaczy tego samego człowieka na ekranie telewizora.

Nie dla czarnych

Gdy w 2008 roku Barack Obama został prezydentem USA, uznano to za symbol. Zwłaszcza, że jeszcze kilkadziesiąt lat wstecz nie tylko nie mógłby zajmować tak wysokiego stanowiska, ale miałby problem z dostaniem się na studia. Lata 50. i 60. to czas wielkiej walki z dyskryminacją rasową. W „Forreście Gumpie” przypomniano jeden z ważniejszych momentów tego czasu: przyjęcie na uniwersytet w Alabamie czarnoskórych, mimo wyraźnego sprzeciwu gubernatora George’a Wallace’a. Forrest nie omieszka też w niewybredny sposób wspomnieć o zamachu na Wallace’a.

Stały gość Białego Domu

Forrest Gump spotyka się z trzema prezydentami: Johnem Kennedym, Lyndonem B. Johnsonem i Richardem Nixonem. O Fordzie, Carterze i Reaganie wspomina. Kiedy gości go Kennedy, Forrest idzie do łazienki. Tam kamera subtelnie pokazuje zdjęcie Marilyn Monroe, nawiązując w ten sposób do pogłosek o romansie prezydenta. W filmie widzimy też moment zamachu na Johna i Roberta Kennedych. W czasie kadencji Richarda Nixona Forrest jest w pingpongowej reprezentacji USA, która odwiedza Chiny i gra tam turniej. Przedstawiciele Stanów Zjednoczonych i Chin wykorzystują tę sposobność do prowadzenia rozmów. Historycy nazywają to wydarzenie dyplomacją pingpongową. Jednak Nixon nie ma szczęścia do Forresta, gdyż w filmie to właśnie on przez przypadek odkrywa aferę Watergate.

Wojenna zawierucha

Jednym z ważniejszych momentów filmu jest ukazanie wojny w Wietnamie. Forrest Gump zdaje się postacią, jakich wiele w tamtym okresie – zwykły człowiek niezdający sobie sprawy z tego, co go czeka, gdy pojedzie walczyć. Momentami jest też patetycznie. W końcu nie mogło zabraknąć hołdu dla heroizmu i odwagi żołnierza. Choć reżyser w tej części przemycił raczej antywojenną retorykę, bo pokazuje absurd wojny. Potwierdzałoby to uwikłanie Forresta w ruch pacyfistyczny i przemowę w National Mall, gdzie przed laty „I have a dream” powiedział Martin Luther King.

Flower power

Za sprawą Jenny w filmie ukazane jest inne gorące wydarzenie lat 60., czyli rewolucja hipisowska. Ukochana Forresta zmienia się. Od buntowniczki, przez szalone dziecko-kwiat, które pędzi do San Francisco. Aż po członkinie radykalnych „Czarnych Panter”. W „Forreście Gumpie” idealnie pokazano uzależnienie od LSD i wchodzenie w świat psychodelii. Jednak Zemeckis stara się uciec od jednoznacznej oceny ruchu. Podkreśla kolorowość młodzieży, jej ideały, braterstwo. A w tle rozbrzmiewają magiczne utwory tamtego czasu: „San Francisco” Scotta McKenziego i „California dreamin’” The Mamas & the Papas.

Symbolika w drobiazgach

W „Forreście Gumpie” niemal każde – choćby banalne zdanie – ma drugie dno. Kiedy Forrest wraca z Chin, jest gościem w talk-show. Wraz z nim w studiu siedzi John Lennon. Były Beatles wypytuje o to, czy w Chinach nie ma własności i religii. Gospodarz ripostuje, że trudno to sobie wyobrazić. Na co Lennon odpowiada: „to proste, jeśli sobie wyobrazisz”. Niby nic, a jednak. W 1971 roku John Lennon wykonał piosenkę „Imagine”, w której padały te słowa. A ponieważ po tym, jak Lennon został zamordowany, uznawany jest za postać legendarną, Forrest nie mógł i tej wzmianki pominąć w filmie.

Subtelna cisza

– Jestem chora (...) To jakiś wirus. Lekarze nie wiedzą jaki i nie potrafią mi pomóc – mówi Jenny. W ten niemal poetycki sposób twórcy napomknęli o AIDS, które bardzo mocno uderzyło w USA początku lat 80. Zemeckis pokazał przy tym, że wielu musi płacić za błędy młodości i szaleńcze noce.

Robert Zemeckis stworzył poruszające dzieło, które bawi i wzrusza. Ale zarazem uczy najnowszej historii USA. Bowiem „Forrest Gump” to wspaniały portret Amerykanów okresu wielkich przemian. Portret czasem słodki, czasem gorzki, czasem zabawny, a czasem ironiczny. Ale zawsze prawdziwy.

Udostępnij na  (24)Zobacz komentarze (1)