Mafia to nie tylko Pruszków. Historia łódzkiej „ośmiornicy”, cz. I

żurnalista

Na co dzień spokojny i ułożony student prawa, a z pasji dziennikarz. Jako autor pisał o siatkówce, później zaś o sprawach kryminalnych (w „Gazecie Wyborczej”). W końcu zajął się zagadnieniami prawnymi – na potrzeby portalu „Polimaty”, kilku kancelarii prawnych i czasopism branżowych. Założyciel wydawnictwa audiobooków edukacyjnych. W wolnym czasie czyta książki – kryminały i reportaże (Jo Nesbø, Harlan Coben, Katarzyna Bonda, Artur Górski), słucha muzyki (Depeche Mode, U2), a także spędza dużo czasu z przyjaciółmi. Często można na niego trafić w łódzkich pubach typu multi-tap, bo uwielbia dobre, rzemieślnicze piwo.

 5 min. czytania
 31
 1425
 1
 8 października 2015
fot. Flickr

Zwykle mówiąc w Polsce „mafia”, myślimy tylko o tej najsłynniejszej – grupie „pruszkowskiej”. Takich gangów w latach 90., choć na nieco mniejszą skalę, działało więcej. Jednym z nich była łódzka „ośmiornica”, odpowiedzialna za oszustwa podatkowe, rozboje, porwania, a nawet zabójstwa.

Kto rządzi w Łodzi?

Łódzka „ośmiornica” narodziła się w 1993 roku pod przewodnictwem Ireneusza J. ps. „Gruby Irek”. Był on specjalistą od ściągania haraczy – z lokali i złodziei – ale nie jedynym bossem grupy. Obok niego na samej górze przestępczego półświatka Łodzi znajdowali się Tadeusz M. ps. „Tato”, nazywany również „Materacem”, „Miksa” oraz Mariusz K. Rolę kapitana pełnił zaś Krzysztof J. ps. „Jędrzej”.

Jak mafia gromadzi fortunę?

Wspólnie zarządzali grupą, która w czasach swojej świetności liczyła ponad 200 członków. Głównym polem jej działalności były przestępstwa gospodarcze. Mowa tutaj, dla przykładu, o zakupie towarów na odroczony termin płatności. Materiały zabierano od kontrahenta, a zapłata miała nastąpić później. W międzyczasie zgłaszano kradzież towarów i tak wyłudzano odszkodowania.

Najgłośniejszym jednak procederem okazała się tzw. „afera winiarska”. Łódzka mafia zakładała firmy na podstawione osoby – zwykle bezdomnych, często później mordowanych. Zajmowały się one produkcją taniego wina, a przefermentowany półprodukt sprzedawały kolejnej firmie. W ten sposób wykorzystywano mechanizm, który zobowiązywał do odprowadzenia podatku VAT i akcyzy do 25. dnia miesiąca następującego po transakcji. Firmy po kilkunastu dniach jednak likwidowano, więc ich zobowiązania pozostawały nieuregulowane. W proceder zamieszany był również znany łódzki biznesmen z branży winiarskiej – Marek P. – aktywny do dzisiaj. Unikanie odpowiedzialności umożliwiały zaś gangsterom łapówki. Wręczali je m.in. urzędnikom Izby Skarbowej.

Cosa Nostra w centrum Polski

Grupa łódzka była doskonale zorganizowana, próbowała też wdrożyć w naszym kraju rozwiązania mafijne prosto z Italii. Świadczy o tym już samo określenie „ośmiornica” – jak nazywano włoską mafię. „Tato” prowadził też interesy z włoskimi przestępcami. Regularnie podróżował w tym celu na Maltę. Zdarzało się nawet, że podwładni musieli klękać i całować Tadeusza M. w sygnet. Wzorując się na włoskich metodach, gangsterzy utworzyli swoje zbrojne ramię. Jego członkowie zajmowali się haraczami, odbieraniem długów, porwaniami biznesmenów dla okupu (np. z Konstantynowa Łódzkiego, Opoczna, Łowicza), ale także dokonywaniem zabójstw.

Współpracować tylko z najlepszymi

Już na początku 1997 roku „Gruby Irek” zaczął rywalizować o przywództwo w grupie z „Materacem”. W tym czasie grupa łódzka silnie współpracowała z Pruszkowem przy kradzieży tirów ze słynnym spirytusem „Royal”. Oczywiście główne profity trafiały wówczas do podwarszawskiej mafii, a w Łodzi zostawała tylko część pieniędzy. Dobre stosunki z bossami łódzkiego podziemia potwierdza też sam Jarosław S. ps. „Masa”, dawniej członek gangu pruszkowskiego, a dziś najbardziej znany polski świadek koronny. W swojej książce „Masa o porachunkach polskiej mafii” opisuje:

Gruby Irek – jedna z najważniejszych postaci grupy łódzkiej. Pruszkowscy lubili go i akceptowali jako szefa łódzkiego podziemia kryminalnego miasta włókniarek (pomogliśmy mu nawet w starciu z ludźmi „Nikosia”). Gruby Irek był obdarzony takim ciosem, że pewnie wygrałby w starciu z niedźwiedziem.

Zmiana warty

Ireneusz J. w końcu naraził się swoim łódzkim kompanom. Żeby wysłać „Grubego Irka” na tamten świat, zebrali oni 30 tys. dolarów. Zleceniodawcami stali się szefowie grupy, a wykonawcą – Paweł J. ps. „Pasza” – Ukrainiec, były członek Specnazu i weteran wojny afgańskiej.

Prób zamachu było kilka. Pierwsza miała miejsce w październiku 1997 roku pod siłownią na skrzyżowaniu ulic Przybyszewskiego i Tatrzańskiej w Łodzi. Zabójcę spłoszył zbyt duży tłum. Ten sam powód przeszkodził w egzekucji na Starym Cmentarzu w Święto Zmarłych. Udało się dopiero 24 grudnia 1997 roku, bo Wigilia była jedynym dniem w roku, kiedy Ireneusz J. poruszał się bez ochroniarzy i kamizelki kuloodpornej. Spotkał się wtedy z „Tatą” i innymi gangsterami w zgierskiej pizzerii „Trio”. To miało być ich wielkie pojednanie, wymienili się nawet prezentami. „Gruby Irek” otrzymał książkę „Żydzi” Andrzeja Żbikowskiego, z dedykacją i dopiskiem „proszę uważnie przeczytać”. Kilkanaście minut później, wywabiony z lokalu telefonem, wsiadł do swojego mercedesa. Do kolegów już nie wrócił – jedna kula z karabinu snajperskiego „Paszy” trafiła w jego samochód, druga rozerwała mu głowę. Pocisk był specjalnie przerobiony, aby wywołać taki efekt.

Co ciekawe, przez opóźnienie w wykonaniu zlecenia zabójca otrzymał ostatecznie tylko 8 tys. dolarów, a pozostałą część zachowali dla siebie bossowie.

Wiosenne porządki

Tadeusz M., mając u boku Mariusza K. oraz Krzysztofa J., mógł od tego czasu zaprowadzać własne porządki. Wiele wskazuje na to, że nie ograniczały się one tylko do Łodzi. Za zleceniem zabójstwa Nikodema S. ps. „Nikoś” – legendy pomorskiego półświatka – mają stać ludzie z mafii pruszkowskiej oraz łódzkiej „ośmiornicy”. Do zbrodni doszło w kwietniu 1998 roku w gdyńskiej agencji towarzyskiej „Las Vegas”, gdzie „Nikoś” i jego żona spotkali się z inną parą. Zabójstwo przypisywane jest parze killerów z Tomaszowa Mazowieckiego: Markowi W. oraz Robertowi R. Nikodema S. wystawił współpracujący z nim warszawski złodziej samochodów – Krzysztof P. To właśnie jemu udanego załatwienia sprawy gratulował potem na stypie w hotelu Marriot m.in. Andrzej Z. ps. „Słowik” – członek zarządu mafii „pruszkowskiej”.

„Tato” i spółka, choć przeżyli, nie nacieszyli się jednak przestępczym monopolem zbyt długo. W czerwcu 1999 roku łódzkie struktury mafijne zostały rozbite przez policję. Realizację zatrzymań, w których udział wzięły dziesiątki uzbrojonych po zęby antyterrorystów, pokazano w drugim sezonie programu stacji TVN „Kryminalne gry” z lat 2002–2003. Gangsterów z łódzkiej mafii określono tam mianem „ludzi dotychczas nietykalnych”.

Wielka kasa, wielki sukces

Śledczy podsumowali wtedy, że Skarb Państwa na przekrętach finansowych łódzkiej „ośmiornicy” stracił co najmniej 300 milionów złotych. Ze względu na ogrom zarzutów proces sądowy trzeba było rozbić na kilka wątków – m.in. gospodarczy, kryminalny i zbrojny. Na ławach oskarżonych zasiadło ponad 120 osób, a wśród nich urzędnicy państwowi, strażnicy więzienni, prawnicy i księgowi. Kolejnych 200 osób wzięło udział w procesie jako świadkowie, wśród nich wspomniany wcześniej świadek koronny Jarosław S. ps. „Masa”.

W tamtych czasach likwidacja potężnej grupy łódzkiej była dla polskiej policji pierwszym tak wielkim osiągnięciem w walce z przestępczością zorganizowaną. Dopiero później okazało się, że nie oznaczało to zmierzchu mafijnej Łodzi. Część pozostałych na wolności członków „ośmiornicy”, podobnie jak nowe gangi (tzw. „młode miasto”), dalej prowadziły przestępczą działalność. Zatrzymywano ich jeszcze w 2013 roku, a procesy wciąż trwają.

Więcej na ten temat w kolejnym tekście z autorskiego cyklu Patryka Szulca „Mafia to nie tylko Pruszków”.

Udostępnij na  (1425)Zobacz komentarze (31)