Dlaczego zgwałcono i zadźgano Kitty?

żurnalista

Samozwańczy varsavianista i krytyk społeczny. Próbował swoich sił w świecie filmu, reklamy, handlu, a nawet społecznictwa. Wieczorami, zwłaszcza w weekendy, walczy w Internecie na argumenty z licznymi antagonistami. Uważa, że czyni go to zamaskowanym superbohaterem. Twórca larpów i gier miejskich, kocha podróżować sposobami niestandardowymi. Jako literacki hipster czyta rzeczy, które już dawno nie są modne i prawdopodobnie już nigdy modne nie będą. Najłatwiej jest go spotkać nieogolonego z kubkiem po brzegi wypełnionym kawą i papierosem niedbale zatkniętym w zębach.

 2 min. czytania
 2
 20
 13 października 2015
Fot. Pixabay
Jednym zdaniem: Historia śmierci, której nikt nie widział - zabójstwo Kitty Genovese, najsłynniejszy przypadek masowej znieczulicy społecznej.

„Przecież ten koleś pewnie jest pijany!”, „ Daj spokój, na pewno ktoś inny pomoże!”, „Ale ten koleś jest silny, przecież mnie też by pobił!”, „To pewnie jego dziewczyna, po co się wtrącać? Skoro bije, to może go rzucić!”. Tak, na pewno. „Śpieszę się do pracy!”. To już prędzej, smutny konformisto.

Kitty Genovese była zwykłą dwudziestoparolatką z sąsiedztwa. Żyła sobie w Nowym Jorku w latach 60. Pracowała jako menadżer w lokalu gastronomicznym. Na zdjęciach widać drobną, sympatycznie uśmiechniętą brunetkę.

Psychopata dźgnął ją nożem. Zdarza się. Pod jej własnym domem. To się zdarza rzadziej. Kitty mieszkała w kamienicy. Ktoś nawet wydarł się przez okno, żeby świr ją zostawił. Napastnik uciekł. Pozytywne zakończenie?

Troskliwy sąsiad mógłby jej jeszcze pomóc. Nie pomógł. Szkoda.

Krwawiąc z rany kłutej, samodzielnie doczołgała się do budynku. Dzielna dziewczyna. W tym czasie ktoś zadzwonił na policję. Powiedział, że pobito kobietę, ale ta wstała o własnych siłach. Bez pośpiechu chłopaki, jest marcowa noc! Pączki i kawa nie muszą stygnąć. W końcu wstała. Nikt nie sprawdził, czy nic jej nie jest.

Psychopata zmienił kapelusz. Głupie, ale to w końcu psychopata. W tym nowym kapeluszu wrócił tam, gdzie zostawił swoją ofiarę. Po śladach krwi wszedł za nią do budynku. Stała w korytarzu. Dźgnął ją jeszcze kilka razy.

To sprowokowało innego sąsiada. Otworzył drzwi swojego mieszkania i zaczął się gapić. Bohatersko. W końcu później przyda się świadek.

Zabójca odkrył, że kobieta jeszcze żyje. Ciepła. Zgwałcił ją. Możemy przypuszczać, że podźgana nożem raczej już nie protestowała. Sąsiad patrzył dalej. Po seksie pan morderca sprawdził jej portfel i zabrał kasę. Uciekł. Sąsiad zamknął drzwi.

Kitty zmarła w karetce pogotowia. Przypadek jej kochanych sąsiadów nazwano potem syndromem jej imienia. A bardziej naukowo: dyfuzją odpowiedzialności. Czyli znieczulicą społeczną opartą na spychologii. Bo ktoś inny na pewno pomoże. Może jest silniejszy, może jest lekarzem, a może po prostu ma czas? Mnie właśnie ucieka telewizor. Nie mogę. Dopiero wstałem. I w ogóle o co tyle krzyku?

No właśnie? O co? Mogła być pijana. Na pewno ktoś inny bardziej nadawałby się do tej pomocy. Przecież ten koleś był niebezpieczny. Wielkie halo, to mogła być jego dziewczyna. Po co się wtrącać? Zresztą, oni i tak śpieszyli się z powrotem do rozgrzanych łóżek.

Udostępnij na  (20)Zobacz komentarze (2)