Krem z wodorostów czy paella? Kulinarne smaki z Gran Canarii i Majorki

żurnalista

Miłośnik muzycznych festiwali, folk metalu, ale muzyki filmowej i nieco spokojnejszej. Student Łódzkiej Szkoły Filmowej i przyszły kierownik produkcji (i oby producent!). Pasjonat nowinek telewizyjnych oraz filmowych, a do tego fan polskiego kina i animacji. Prywatnie fan internetowych wpisów Magdy Gessler i imprezowy wodzirej. Redaktor tvnfakty.pl, a teraz również Today.pl. Łodzianin z energią i ciekawymi pomysłami.

 5 min. czytania
 0
 34
 9 października 2015
Fot. Internet
Jednym zdaniem: O tym, jakich potraw unikać na Gran Canarii i Majorce, a jakich ominąć nie można.

Wycieczka z przewodnikiem albo kupioną w hotelu mapą? To zdecydowanie za mało! Dopiero poznanie smaków regionu daje nam pełną wiedzę na temat miejsca, w którym się znajdujemy. Nowe kulinarne potrawy miałem ostatnio okazję spróbować na hiszpańskich wyspach: Gran Canarii oraz Majorce.

Krem z wodorostów czy owoce morza?

Wybór zup w większości restauracji jest bardzo podobny. W ofercie znaleźć można przede wszystkim zupy krem, zarówno te powszechnie znane – z pomidorów, jak i regionalne – z wodorostów, których w Polsce raczej nie znajdziemy. Gdybym nie wiedział, jaką zupę jem, raczej trudno byłoby mi wskazać jej główny składnik. Wyglądem i smakiem krem z wodorostów przypomina zupę z brokułów. Było to jednak jedno z bardziej pozytywnych zaskoczeń kulinarnych i cenowych. Ceny większości zup wahają się od 3 do 5 euro. Przy obecnym średnim kursie euro, który wynosi 4,22 zł, taki posiłek kosztował mnie od 12 do 21 złotych.

Tradycyjna zupa z owocami morza, w której znaleźć można kalmary, małże i krewetki, to już górna półka cenowa (około 5–6 euro). Porównując to do cen w polskich restauracjach, cena wcale nie jest wysoka. W Polsce za podobne danie przyjdzie nam zapłacić około 15–20 złotych. Jeśli ktoś ma obawy związane ze spróbowaniem takich potraw, śmiało może o nich zapomnieć. O ile krewetki i kalmary miałem okazję jeść już wcześniej, tak małży spróbowałem po raz pierwszy. Mimo odstraszającego wyglądu (niczym ślimak bez skorupy), który nie zachęcał mnie do ich zjedzenia, smakowały całkiem nieźle (choć miałem wrażenie, że to połączenie ryby i gumy do żucia).

Małże, krewetki, kalmary...

fot. Emilia Kalecka

Jeśli jemy już zupę morską, nie można pominąć paelli, czyli ryżu z owocami morza, warzywami oraz mięsem (najczęściej kurczakiem). Inaczej przyrządza się tę potrawę na Majorce, a inaczej na Gran Canarii. W pierwszym przypadku, w większości restauracji znaleźć można specjalną kartę, dzięki której sami komponujemy danie. Mogłem więc wybrać kurczaka z małżami, paellę z rybą albo wersję wegetariańską z samymi warzywami. Na Gran Canarii forma potrawy jest już z góry narzucona, przez co na patelni (bo na niej danie otrzymujemy do stołu) mamy wszystkie możliwe składniki (rybę, kurczaka, małże, krewetki i kalmary). Na obu wyspach można jednak wybrać, czy chcemy otrzymać ryż zabarwiony atramentem ośmiornicy. Na Majorce koszt paelli to około 10–12 euro za porcję (dla jednej osoby). Na Gran Canarii paella, którą zamawiamy, przeznaczona jest dla dwóch osób (choć nie jest dużo większa od tej na Majorce). Również dostajemy ją na patelni, po czym na talerze można nałożyć sobie dowolną porcję. Kosztuje ona jednak około 20–22 euro. Dla porównania: w hiszpańskich restauracjach prowadzonych w Polsce koszt paelli to od 30 do 40 złotych (porcja dla jednej osoby).

W porównaniu do Majorki, większość restauracji na Gran Canarii oferuje pełne zestawy obiadowe (zupa, drugie danie, deser i napój) za około 9–12 euro (zazwyczaj restauracja ma tańszą i droższą wersję serwisu). Plusem jest szeroki wybór dań. W ofercie znajduje się zawsze około 5 zup oraz 10 dań mięsnych (spaghetti bolognese, ryba, pizza, paella czy kebab). Do tego dostajemy wybrany napój (wino lub wodę), a czasami również deser lodowy.

Pamiętniki z wakacji

Pobyt na hiszpańskich wyspach to też walka z językiem. Większość kelnerów nie zrozumie nic z tego, co powiecie do nich w języku angielskim. W stolicy Gran Canarii, czyli Las Palmas każdy z moich przyjaciół dostał inny posiłek niż pierwotnie zamówił. Można uznać, że się to opłaciło – każdy spróbował większej liczby dań, a finalnie dostał także swoją potrawę. Warto dodać, że w niemal każdej restauracji napiwek jest już wliczony do cen w menu.

Wiele zaskoczeń spotkało mnie też w mniejszych lokalach, położonych z dala od centrum miast. Tutaj wszyscy okoliczni mieszkańcy znają się choćby z widzenia. W restauracji w Maspalomas kelner zamiast obsługiwać gości uciął sobie dziesięciominutową pogawędkę z przechodniami. Chwilę później uznał też, że 30-stopniowe upały zachęcają do zjedzenia loda. Bez skrupułów zajadał się nim tuż przed lokalem.

W Hiszpanii po włosku

Oprócz wspominanych tradycyjnych hiszpańskich potraw w wielu lokalach króluje oczywiście pizza, która z jej polską odmianą nie ma za dużo wspólnego. Ta, którą miałem okazję spróbować na Gran Canarii, bardziej przypominała tradycyjną, włoską pizzę. Ciasto było bowiem dużo cieńsze niż w naszym kraju. Spośród kilku dostępnych opcji najbardziej zasmakowała mi tzw. „opera”, czyli pizza z tuńczykiem. Aby zjeść włoską pizzę na hiszpańskiej wyspie, przyjdzie nam zapłacić od 5 do 7 euro. Patrząc na ceny w Polsce, pizza na Gran Canarii jest naprawdę tania. Warto dodać, że jest dostępna tylko w jednym rozmiarze, a jedną porcją najeść może się jedna osoba.

Panga, morena, czy tuńczyk?

Jak we wszystkich nadmorskich kurortach, w menu znaleźć można też wiele odmian ryb. Na Gran Canarii i Majorce dominowały panga, morena i tuńczyk. Każda z nich podawana jest z frytkami i zestawem surówek. Ryba na hiszpańskich wyspach była dla mnie jednak sporym zawodem, głównie przez ilość soli, która nie pozwoliła mi nigdy do końca zjeść potrawy. Koszt dania rybnego to od 8 do 12 euro.

Po prostu gotuj

fot. Emilia Kalecka

Jeśli ktoś chce jednak sam przyrządzać obiady w czasie wakacyjnego pobytu, bez problemu znajdzie większość składników w takich marketach jak Spar, Eroski i HiperDino. Największym problemem jest kupno mięsa. Jeśli już udało mi się znaleźć kurczaka, to jego koszt powodował, że wracałem do restauracji (7–8 euro za 1 kg).

Miłym zaskoczeniem były ceny napojów, w tym również alkoholowych. Za półtoralitrowy napój gazowany trzeba zapłacić około 1 euro, woda o takiej samej objętości to już jakieś 50 centów, a piwo kosztuje od 80 centów do 2 euro. Większość alkoholi wysokoprocentowych sprzedawana jest jedynie w litrowych butelkach: gin to koszt około 8 euro, whisky około 12 euro, rum 7–8 euro, a wódka około 10–12. Wino kupić można natomiast już od 2 euro. Bez wątpienia, największą popularnością cieszyły się połączenia rumu z tonikiem (najlepiej limonkowym) lub po prostu sokiem limonkowym.

Refleksja po pobycie na dwóch hiszpańskich wyspach? Ceny jedzenia na obu wyspach naprawdę nie są wygórowane, a większość potraw zaskakuje nowymi smakami i składnikami. Za posiłek składający się z trzech dań (do tego napój gratis) na Gran Canarii zapłacimy nawet 9 euro (czyli około 38 złotych). Dla porównania, nad polskim morzem za dwudaniowy zestaw przyjdzie nam zapłacić około 20 złotych. Z deserem i napojem cena całości zbliżona będzie do tych na hiszpańskich wyspach. Co wybieracie?

Udostępnij na  (34)Skomentuj