Wojny i rewolucje. Nieznana historia muzycznych hitów

żurnalista

Prawdziwy człowiek orkiestra, pełen zwariowanych pomysłów i projektów. Być może dzięki temu nie ma dnia, w którym narzekałby na nudę. Prywatnie idealista, kierujący się dewizą „wciąż wierzę w miłość, w pokój, w pozytywne myślenie”. Choć z roku na rok coraz starszy, to zawsze mówi o sobie, że jest forever young.

 4 min. czytania
 0
 0
 9 października 2015
fot. Gratisography

Muzyka rozrywkowa i historia – na pierwszy rzut oka nie mają ze sobą nic wspólnego. Historia przez lata inspirowała jednak twórców i stawała się głównym tematem piosenek. Czasem o wydarzeniach w przeszłości śpiewano bezpośrednio, jak np. Sabaton, a czasem w sposób bardziej zawoalowany, jak np. OMD. Zwłaszcza ta druga kategoria jest ciekawa, ponieważ historię w takich utworach odnaleźć trudno, choć są nią przesiąknięte. Rozpoczynamy poszukiwania!

Skoro przywołano już OMD, a w zasadzie Orchestral Manoeuvres in Dark, to warto przypomnieć sobie jeden z ich największych przebojów – „Enola gay”. Pamiętacie tę skoczną nutę? Dorastający w latach 80. pewnie nie raz, nie dwa tańczyli do niej na dyskotekach. Tymczasem utwór w swym radosnym brzmieniu skrywa mroczny sekret. Już sam tytuł podpowiada, że coś jest nie w porządku. Każdy miłośnik historii od razu zwróci uwagę, że Enola gay to nazwa bombowca, który zrzucił bombę atomową na Hiroszimę. Dowódca płk. Paul Tibbets nadał samolotowi taką nazwę na cześć swojej matki. W tekście piosenki pojawia się też pytanie „czy matka jest dumna z małego chłopca”. Niby nic, ale „Little Boy” to kryptonim, bądź jak kto woli – nazwa zrzucanej bomby. Muzycy nawiązują też do 8:15, czyli godziny zrzutu. Szczególnie mocny wydźwięk antywojenny ma fragment: „twój pocałunek nigdy nie zniknie”. Jednak co zabawne lider grupy i autor piosenki Andy McCluskey w jednym z wywiadów stwierdził, że ludzie długo sądzili, że to piosenka o jego rzekomym homoseksualizmie.

Gdyby szukać najbardziej antywojennego utworu w historii muzyki, nie powinniśmy się wcale koncentrować na pacyfistycznych latach 60., a na schyłkowym odcinku zimnej nocy. W 1985 roku zespół Dire Straits wydał balladę „Brothers in arms” opowiadającą o żołnierzu, który odchodzi na polu walki i rozlicza się ze światem. Mark Knopfler, pisząc piosenkę, inspirował się wojną o Falklandy. Konflikt rozgrywał się wiosną 1982 roku między Wielką Brytanią i Argentyną i pochłonął blisko tysiąc ofiar. Jednak jeszcze po wojnie wielu żołnierzy jednej i drugiej strony popełniło samobójstwa. Kiedyś stwierdzono, że ta piosenka tak silnie oddziałuje na ludzi, ponieważ szept czasem jest skuteczniejszy niż krzyk.

Także nad Wisłą mamy piosenki z historią w tle. Jedną z bardziej zaskakujących jest „Józek, nie daruje ci tej nocy” Bajmu. Beata Kozidrak w podartych spodniach i potarganymi włosami śpiewała o czymś, co większość przez długie lata uważała za opis upojnej nocy. Tymczasem po upadku PRL-u okazało się, że tytułowym Józkiem był generał Wojciech Jaruzelski, który militarnie zdominował naród. Natomiast cały tekst to ezopowe nawiązanie do stanu wojennego. Zresztą do tego okresu chętnie nawiązywali także inni twórcy. Warto tutaj przywołać Lombard i „Stan gotowości”. Autor tekstu Jacek Skubikowski niezwykle skutecznie przypomniał mroczną atmosferę tamtego okresu. I każdy wiedział, o co mu chodziło, mimo że w tekście ani razu nie padły słowa „stan wojenny”. Lombard do historii nawiązał też w „Przeżyj to sam”, w którym podsumował rewolucyjne lata 80.

O ile „Forrest Gump” to kapitalny filmowy opis USA szalonych lat 60., o tyle muzycznym zwierciadłem tego okresu jest „American Pie” Dona McLeana. Co prawda kędzierzawy muzyk nigdy publicznie nie zinterpretował utworu, twierdząc, że to poezja, ale historyczne tropy są oczywiste. Już na początku McLean wspomina o narodzinach rock'n'rolla. A „luty, który przyniósł dreszcz” to nic innego jak „dzień, w którym umarła muzyka”– jak określono wypadek lotniczy, w którym zginęły cudowne dzieci rock'n'rolla: Budyy Holly, Ritchie Valens i Jiles Perry Richardson. Dalej McLean przypomina kultowe postacie epoki: – Boba Dylana (tytułuje go błaznem), Elvisa Presleya i Johna Lennona, (wytyka jego lewicowe zacięcie). Wspomina również o fenomenie Beatlesów i Rolling Stonesów. Jednak obu grupom nie wystawia laurki. Pierwszym zarzuca, że przynieśli ludziom – podobnie jak politycy – rozczarowanie. Tym drugim – hipokryzję i cynizm, choćby podczas koncertu w Alamont w 1969 r., podczas którego zginął jeden z fanów. Takie przykłady w zasadzie moglibyśmy mnożyć, bo w tej piosence każde słowo ma znaczenie historyczne. Co istotniejsze Don McLean przemycił w „American Pie” treści hipisowskie i młodzieżowe, jednak nie pozostawił złudzeń, że te ideały musiały umrzeć.

A czy wy znacie utwory, które mają historię w tle? Czekamy na wasze komentarze!

Udostępnij na Skomentuj