Amerykanie mają swojego Ala Capone i cały poczet rewolwerowców. Każdy wie, ile straciłaby brytyjska popkultura bez Kuby Rozpruwacza. Przestępcy, zmyśleni i prawdziwi oraz ich żywoty coraz częściej wciągani też są na ekrany telewizorów i kin. Możemy z dumą unieść głowy. W dziedzinie przestępstw i ciekawych życiorysów rodem z półświatka Polacy również nie są gęsiami.
Każda z prezentowanych tu sylwetek śmiało może dorównać niejednej zagranicznej ikonie popkultury. Złoczyńcy byli zarówno naszym kolorowym towarem eksportowym, prowadzącym nielegalną działalność nawet za oceanem, jak i niebezpiecznym elementem własnego podwórka.
Polak, który walczył z Alem Capone
Był jednym z przywódców największego irlandzkiego gangu okresu prohibicji i jednym z najzacieklejszych przeciwników Ala Capone, na którego życie zorganizował zresztą dwa zamachy, z drugiego mafiozo ledwo uszedł z życiem. W rzeczywistości nazywał się Henryk Wojciechowski, w USA częściej jest jednak kojarzony jako Hymie Weiss.
Po emigracji z Polski jego rodzice osiedli w irlandzkiej dzielnicy. Tam Weiss związał się z gangsterem Deanem O’ Banionem. Wspólnie założyli gang Northsiders i po zwycięstwie w „papierowej wojnie” (toczonej nielegalnymi metodami, ale dotyczącej legalnego biznesu opartego na kolportażu gazet) postanowili poszerzyć swoją działalność o zyskowną w okresie prohibicji produkcję i dystrybucję alkoholu. Tak weszli w paradę słynnemu włoskiemu mafiozie. Hymie, który po śmierci O’ Baniona stał się jedynym przywódcą Northsiders, zginął w zamachu, za którym prawdopodobnie stał Capone.
Król Kercelaka
Gdy mówimy o mafii w polskim kontekście, najczęściej przychodzą nam do głowy wydarzenia lat 90. XX wieku. Zapomina się, że dużo wcześniej jeden bandyta skorumpował polskie władze (do tego stopnia, że zastosowano wobec niego prezydenckie ułaskawienie) z powodzeniem terroryzując sprzedawców na Kercelaku, słynnym bazarze warszawskiej Woli.
Tata Tasiemka (taki nosił przydomek), czyli Łukasz Siemiątkowski, silnie związany z partią PPS prowadził swą przestępczą działalność w latach 30. ubiegłego wieku. Przewodził gangowi ściągający haracze z żydowskich kramarzy i kontrolujący niektóre stołeczne domy publiczne. Nielegalne zyski spływały też do kasy PPS-u, w związku z polityczną działalnością Siemiątkowski nie afiszował się jako gangster, w jego imieniu ręce brudził sobie jego zaufany – Pantaleon Karpiński. Choć ostatecznie rozbito to ugrupowanie, sam Tasiemka nie spędził w więzieniu zbyt wiele czasu. Wyciągnął go stamtąd prezydent Mościcki, korzystając z przysługującego mu prawa do ułaskawienia.
Wiadomo, że w trakcie drugiej wojny światowej Tasiemka zaangażował się w walkę podziemną. Zmarł na tyfus w obozie koncentracyjnym na Majdanku.
Zbuntowani bikiniarze
Jeśli ktoś myśli, że jedyna interesująca kryminalna historia, którą stoi epoka PRL-u, to przypadek Wampira z Zagłębia, tkwi w błędzie. Bracia Wałachowscy i ich gang zasłynęli jako antysystemowi bikiniarze, którzy prowadzili swą przestępczą działalność, zbrojąc się i po cichu marząc o antykomunistycznym powstaniu. Cały ich proces miał wyjątkowo mocny wydźwięk polityczny.
Na co dzień ubierali się w modne zachodnie garnitury, którymi gardziła socjalistyczna rzeczywistość. Dokonali kilkunastu zuchwałych napadów na sklepy i taksówkarzy. Chcąc pozyskać broń, napadali również milicjantów. Czterech z pięciu członków grupy zostało skazanych na śmierć.
Bracia Wałachowscy, w tym najstarszy, który stał się przywódcą bandy, po odbyciu zasadniczej służby wojskowej, nigdy nie ukrywali niechęci do peerelowskich władz. Swoją przestępczą działalność postrzegali jako preludium do organizowania antykomunistycznego podziemia.
Najszybszy Polak na dzikim zachodzie
Słynny rewolwerowiec i pokerzysta, John Wesley Hardin był nie tylko jego adwokatem, ale również „obracał” mu żonę. Mowa o Martinie Mrozie, znanym na dzikim zachodzie jako Martin McRose albo Martin M' rose. Urodził się w rodzinie śląskich kolonizatorów. Przed ciążącymi na nim wyrokami (kradzież bydła i zabójstwo) uciekł do Meksyku. Tam również został osadzony w więzieniu, próbowano dokonać jego ekstradycji (wówczas to reprezentował go Hardin), uratował się jednak, wręczając urzędnikom w Juarez sowitą łapówkę.
Zginął na moście granicznym w trakcie negocjowania z szeryfem federalnym warunków swojego powrotu do Teksasu. Gdy już przekraczał w jego towarzystwie granicę z USA, dwóch innych szeryfów podjęło próbę ujęcia kowboja. Ten dobył swojego rewolweru, jednak powaliły go kule stróżów prawa. Umierając rzucił jedynie do swoich zabójców:
Zabiliście mnie, chłopaki
Na jego nagrobku widnieje napis „Polish Cowboy”.
Apaszem Łokietek był, w krąg znały go ulice...
Trudno w przedwojennej Polsce o bardziej „grzesiukowego” bandytę niż Józef Łokietek, zwany „Doktorem Łokietkiem” albo – już tylko w przestępczym środowisku – „Rabinem” (ksywę zawdzięczał oczywiście żydowskiemu pochodzeniu). Był bojówkarzem PPS-u, w czasie jednej ze swoich odsiadek zaprzyjaźnił się też z Tatą Tasiemką. Słynął z burd, które urządzał po pijaku w... knajpie „U (Grubego) Joska” przy ulicy Gnojnej, znanej z warszawskiej ballady ulicznej „Bal na Gnojnej”. Według jednego z ówczesnych pitawali w trakcie jednej z rozrób praktycznie zmasakrował siedem osób.
Był szefem związku zawodowego pracowników transportu rzecznego. Korzystając ze swojego stanowiska (oraz członkostwa w bojówce partyjnej), ściągał haracze z tragarzy pracujących w nadwiślańskich portach i przewoźników rzecznych. W późniejszym okresie swojej działalności wymuszał również łapówki na rzeźnikach handlujących na Kercelaku.
Zginął w czasie okupacji hitlerowskiej. Szczegóły na temat jego śmierci i miejsce pochówku owiane są tajemnicą.
Janosik z młotkiem
Postać obrosła warszawską legendą i doczekała się ballady, a zasłynęła jako mężczyzna, który dokonał napadu uzbrojony w młotek (według innych źródeł łom). Jerzy Paramonow napadał w stolicy, uciekał wielokrotnie ścigającym go milicjantom, nawet spod komendy, do której właśnie był prowadzony.
Tam Paramonow zabił milicjanta, który go ujął i w ten sposób przypieczętował swój los – nawet w środowisku bandyckim PRL-u niebezpiecznie było się zadawać z zabójcą mundurowego. Przyjaciele nie chcieli udzielić schronienia przestępcy, wokół którego zaciskała się pętla poszukiwań (w końcu był już mordercą). Wraz ze wspólnikiem jeździł koleją po całej Polsce, aż do momentu ujęcia w pobliżu Dworca Wschodniego w Warszawie.
Został powieszony i... zapamiętany nie jako bezwzględny bandyta, a młody buntownik grający na nosie peerelowskiemu wymiarowi sprawiedliwości.
Z więzienia do pióra
Icek Farbanowicz nie zasłynął wyłącznie jako bezwzględny bandyta żydowskiego pochodzenia. To doskonały przykład wyjątkowo udanego, jak na przedwojenne czasy, procesu resocjalizacji.
Urke Nachalnik, bo takim posługiwał się pseudonimem jako przestępca, a później twórca, po trafieniu do więzienia zaczął... uczyć się i pochłaniać książki. Jako autor zadebiutował jeszcze w „Periodyku Więziennym”, później wydał pierwszą część swojej autobiografii oraz publikowany był jako twórca krótkiej formy w prasie USA, w języku jidysz.
Po opuszczeniu więziennych murów postanowił zostać zawodowym pisarzem i zaczął odnosić na tym polu duże sukcesy. Jego książki, pozytywnie przyjmowane dzięki topornym, autentycznym przedstawieniom rodzimego półświatka bardzo dobrze się sprzedawały.
Zginął na początku okupacji hitlerowskiej, rozstrzelany przez gestapo za wyniesienie zwojów tory z płonącej synagogi, lub, według niepewnej relacji innych świadków, ukrycie w lesie broni.
Na fali popularności seriali takich jak „Peaky Blinders” czy nawet starsze „Zakazane Imperium” warto też przyjrzeć się bliżej polskiej, dawnej, zapomnianej przestępczości. W końcu nie tylko pruszkowską epoką stoją nasze pitawale, a i miło byłoby też widzieć (choć to apel do różnych twórców, nie tylko odbiorców), jak w popkulturze pojawiają się bliskie patriotycznemu sercu akcenty.